Świadectwa uwierzenia w Mesjasza-Chrystusa- Jezusa rabini i nie rabini |
Bat Szalom: Córka Syjonu Batya Segal Na początku XX wieku zaczęły krążyć pogłoski o odrodzeniu się państwa żydowskiego na ziemi ich przodków. W żydowskiej społeczności w Jemenie narastało podniecenie. Wszyscy czuli, że oto nadchodzą dni Mesjasza. Wielu ludzi zaczęło przygotowywać się do powrotu na Syjon. Pozostawiając wszystko z wyjątkiem rzeczy niezbędnych, udawali się w tę niebezpieczną podróż przez pustynię. Niektórzy nieśli na ramionach swoje dzieci. Mieli niewiele jedzenia i picia . Wielu zachorowało z wyczerpania, wielu zmarło – ale umierali pełni nadziei i wiary, wiedząc, że powracali do kraju przodków. W późnych latach trzydziestych, mój ojciec przeniósł się z Jemenu do Izraela (wtedy zwanego Palestyną), podróżując najpierw statkiem z Jemenu do Egiptu, a stamtąd pociągiem do Izraela. Po przybyciu tam, ojciec odnalazł swojego jedynego, jeszcze żyjącego brata. W tym samym mniej więcej czasie, w Jerozolimie, osiedliła się moja matka i jej rodzina. W czasie Wojny o Niepodległość, w roku 1948, ojciec przyłączył się do żydowskich sił zbrojnych, aby walczyć o przetrwanie dopiero co powstałego Państwa Izrael. Służył w Ramat Rachel, kibucu tuż na południe od Jerozolimy. Po odrodzeniu się Izraela, nowy rząd poświęcił się sprowadzaniu Żydów ze wszystkich krajów świata. W roku 1950, operacja lotnicza nazwana Operacją Magiczny Dywan, w bardzo krótkim czasie, sprowadziła z powrotem do Izraela większą część jemeńskich Żydów. Większość z nich nigdy wcześniej nie widziała samolotu. Rabin wyjaśniał im na podstawie Izajasza 40:31, że Bóg poprowadzi ich „w górę na skrzydłach jak orły”, co rozpraszało obawy przed lataniem. Wiedzieli z proroctw, że są zabierani do domu, aby przygotować się na dni odkupienia. On słyszy twoje modlitwy Izraelska społeczność jemeńskich Żydów, w której dorastałam, była ortodoksyjna. Rodzice utrzymywali w domu koszer i ściśle przestrzegali Tory (Pięcioksiąg Mojżesza). Obchodzili Szabat i wszystkie biblijne (izraelskie) święta. Kiedy dorosłam, poszłam do ortodoksyjnej szkoły dla dziewcząt, która znajdowała się w naszym sąsiedztwie. W szkole uczyliśmy się o Mesjaszu, który miał przyjść i odkupić naród żydowski. Miał objawić światu, że Bóg Izraela jest prawdziwym Bogiem i przynieść pokój wszystkim narodom. Miał zasiąść na tronie w Jerozolimie i rządzić światem żelazną rózgą. Chociaż uczyliśmy się o tym, to jednak w naszej szkole kładziono przede wszystkim nacisk na „Dinim”, prawa i przykazania, których musieliśmy, jako pobożni Żydzi, przestrzegać. Nie było to coś, co nas fascynowało. Nie mogłam zrozumieć jak mogłoby to mnie przywieść do lepszego i głębszego zrozumienia Boga, ale dowiedziałam się studiując żydowskiego proroka Izajasza, że Boże myśli są wyższe od moich, więc nie chciałam się spierać. Atmosfera naszego domu była ciepła, pełna miłości i muzyki. Kiedy schodziliśmy się z rodziną i przyjaciółmi na Szabat czy z powodu jakiegoś święta lub innej szczególnej okazji, śpiewaliśmy i modliliśmy się tak, jak nakazywała to nasza jemeńska tradycja. Mój ojciec codziennie, po pracy czytał Biblię. Wpoił we mnie miłość i wiarę w Boga i Jego Słowo. Uczył mnie: „Nigdy nie zapominaj, że Bóg istnieje. Kiedykolwiek, z jakiegoś powodu, będziesz Go potrzebowała, wiedz, że On tam jest aby ci pomóc. Zwracaj się do Boga bo On słyszy twoje modlitwy i zna twoje potrzeby.” Każdego wieczora przed pójściem spać, razem z ojcem recytowaliśmy fragment z Pisma, które znałam na pamięć: Sz’ma Israe, Adonaj Elohenu, Adonaj Echad. We-Ahawta Et Adonaj Elohejcha Be-chol Lewawcha Uw’chol Nafszecha Uw’chol me-odech... [„Słuchaj Izraelu! Pan jest Bogiem naszym, Pan jedynie! Będziesz tedy miłował Pana, Boga swego, z całego serca swego i z całej duszy swojej, i z całej siły swojej.”] (5Mojż.6:4-9). Potem modliłam się, rozmawiając z Bogiem własnymi słowami. Przynosiłam Mu wszystkie ważniejsze sprawy dnia mając pewność, że mnie słyszy i zaspokaja moje potrzeby. Wiedziałam, że Bóg jest moim Ojcem w niebie i kochałam Go. Ale było coś w Jego charakterze – Jego sprawiedliwość, świętość i sąd – czego nie rozumiałam i czego się bałam. Jako dziecko uwielbiałam plastykę i zawsze miałam dobre stopnie z malowania i rysunku. Bardzo interesował mnie też teatr i miałam okazję zagrać w kilku przedstawieniach. Uczestniczyłam w zajęciach grupy dziecięcej przy głównej, izraelskiej stacji radiowej. Czytaliśmy w radio opowiadania i skecze. Bardzo to lubiłam. Otwierało to dla mnie zupełnie nowy świat. Reżyser mówił, że mam świetny, radiowy głos i że po skończeniu szkoły może mi pomóc w tym, aby praca w radio stała się moim zawodem. Mój ojciec zwykł mi mówić: „Nie rozmieniaj się na drobne. Skoncentruj się na jednej rzeczy i rób ją dobrze.” Wiedziałam, że to jest bardzo dobra rada, ale tak kochałam to wszystko co robiłam, że trudno mi było z czegokolwiek zrezygnować. Od obojga moich rodziców otrzymywałam wsparcie i miłość. Szczególnie mój ojciec zawsze mnie zachęcał i chwalił. Oczywiście najmłodszemu dziecku z reguły poświęca się najwięcej uwagi. Czasem mnie to psuło. Wojna-Cud W czerwcu 1967 roku, kiedy kończyłam właśnie szkołę podstawową i zaczynały się letnie wakacje, Izrael został nagle wplątany w coś, co stało się potem znane jako Wojna Sześciodniowa. Izraelczycy pamiętają ją jako „Wojnę-Cud”. Nieoczekiwanie zobaczyłam, że obaj moi bracia i ojciec zostali powołani do wojska. Przez siedem dni cała nasza rodzina siedziała w piwnicy u sąsiada, z lękiem oczekując wiadomości. Jedynym naszym kontaktem ze światem zewnętrznym było radio. Co godzinę, kiedy tylko usłyszeliśmy sygnał, biegliśmy słuchać najnowszych informacji. Drugiego dnia wojny, wszyscy dorośli, którzy byli w pomieszczeniu zaczęli skakać z radości, obejmować się i krzyczeć. Gdy spytałam o co chodzi, powiedziano mi, że Jerozolima została odzyskana i na Wzgórzem Świątynnym powiewa nasza izraelska flaga. Nawet jako dziecko potrafiłam zrozumieć, że jest to cud, którego dokonać mógł tylko Bóg. Po dwóch tysiącach lat obcej dominacji, Izrael rozszerzył swoje granice aż do samego serca swojego starożytnego terytorium! Zaczynałam rozumieć Boże prorockie słowo dla narodu żydowskiego. Potrzebuję wolności Będąc jeszcze w gimnazjum, kiedy miałam 12 lat, zaczęłam się zastanawiać nad tym jak żyję. Zaczęłam się wyłamywać się z nauczania, które otrzymałam wcześniej i podążać własną drogą. Jako że bardzo szanowałam swoich rodziców, nie chciałam ich ranić; czekałam na odpowiedni czas i wtedy dopiero opowiedziałam im o moich odczuciach. „Nie mogą już tak dłużej żyć”, powiedziałam, „szanuję to jak żyjecie, ale muszę spróbować czegoś innego. Mocno wierzę w Boga ale micwot (prawa), których byłam nauczana wydają mi się staroświeckie i nie przystające do dzisiejszego życia. Zrozumiałam, że nie mogę ich przestrzegać całym sercem i nie czuję aby przybliżały mnie one do Boga.” Poprosiłam ich, aby pozwolili mi pójść do publicznej szkoły średniej. Mój ojciec był zawsze człowiekiem o otwartym umyśle, więc powiedział: „ W porządku. Zrób to, jeśli dzięki temu masz być szczęśliwa; ale nie zapominaj Kim jest twój Bóg i skąd pochodzisz.” Przeniosłam się więc do publicznej szkoły średniej. Okazało się to być wielkim wyzwaniem. Zetknęłam się z zupełnie inną kulturą. Wielkim moim zdziwieniem było to, że niektórzy nauczyciele, wliczając w to dyrektora szkoły, nie wierzyli w Biblię jako Boże Słowo. Raczej widzieli ją jako zbiór mitycznych opowieści, nienatchnionych tak naprawdę przez Boga. Jeszcze większym szokiem było to, że jeden z moich nauczycieli był zdeklarowanym ateistą, szczególnie ostrym dla każdego studenta, który wierzył w Boga. Jednego z chłopców z naszej klasy, który nosił kipę, szczególnie sobie upodobał jako obiekt sarkastycznych i prześmiewczych uwag. Frustracja związana z tą moją nową szkołą stała się dla mnie wyzwaniem do studiowania Biblii. Studiowanie ksiąg Izajasza, Ezechiela, Jeremiasza i innych proroków było doświadczeniem, które otworzyło mi oczy. Proroctwa dotyczące powrotu Żydów do swojej ojczyzny zdumiały mnie. Z powodu mojego rozczarowania dotyczącego tego jak nauczano tutaj Biblii i innych przedmiotów, zaczęłam mieć wątpliwości co do słuszności mojego wstąpienia do szkoły publicznej. Po dwóch i pół roku, opuściłam to miejsce i zapisałam się do szkoły, gdzie większość czasu mogłam uczyć się w domu i chodzić na zajęcia tylko dwa dni w tygodniu. Był to dla mnie okres głębokich, duchowych poszukiwań; czas szukania prawdy. Jako że uczyłam się w domu, miałam sporo czasu na myślenie i czytanie Nie znalazłam satysfakcji w religijnym, ortodoksyjnym sposobie życia, chociaż ceniłam sobie i identyfikowałam się z tradycją. Musiałam jednak zadać sobie pytanie: Jeśli przestrzeganie przykazań nie wnosi w moje życie pokoju i bliższej relacji z Bogiem, to gdzie to mogę znaleźć? Szukałam też odpowiedzi na inne pytania: Kim naprawdę jest Bóg? Co się ze mną stanie, kiedy umrę? Próbowałam znaleźć odpowiedź w filozoficznych książkach, ale wniosły tylko zamieszanie. Otrzymałam więcej pytań niż odpowiedzi. Studiowanie ich nie przyniosło mi żadnej satysfakcji. Wojna Jom Kippur W roku 1973, moje poszukiwania prawdy zostały nagle przerwane przez wojnę Jom Kippur. Była to najcięższa wojna jaka kiedykolwiek przyszła na Izrael. W czasie najświętszych dni żydowskiego roku, zaatakowali nas wszyscy nasi arabscy sąsiedzi, ogłaszając Świętą Wojnę dla Allacha. Ich jedynym celem było zniszczenie państwa Izrael i eksterminacja żydowskiego narodu. Byliśmy zupełnie nie przygotowani i w konsekwencji wojna ta była dla nas okropną tragedią. W Izraelu, w czasie wojny, dla wzmocnienia armii, mobilizowane są wszystkie oddziały rezerwowe. Mój ojciec i dwaj bracia znów musieli walczyć w wojnie, której nie chcieli. Inaczej niż w roku 1967, wojna ta dotknęła mnie w osobisty sposób, gdy wielu moich przyjaciół i sąsiadów zostało rannych lub zabitych. Byłam załamana i pogrążona w głębokiej żałobie. Wołałam aby Bóg mi odpowiedział. W styczniu roku 1974, rozpoczęłam służbę wojskową, jak każdy izraelski nastolatek, w wieku lat 18. Służyłam w marynarce. Było to zaraz po wojnie Jom Kippur i widziałam moich przyjaciół i znajomych jak wracali do domów ranni, niektórzy bardzo poważnie. To wzmagało moją pragnienie poznania Boga i dowiedzenia się co przyniesie mi moje przyszłe życie. Zadawałam różnego rodzaju pytania, ale nigdy nie otrzymałam żadnej wyraźnej odpowiedzi. Przedwczesne małżeństwo Służyłam w marynarce przez rok i kiedy wyszłam za mąż, otrzymałam zwolnienie ze służby. Generalnie, takie zwolnienie miały zapewnione wszystkie dziewczyny, które wychodziły za mąż i zakładały rodzinę. Mój mąż, Avi, był moim dawnym przyjacielem, którego znałam jeszcze przed wstąpieniem do marynarki. Był ode mnie sześć lat starszy i był zdeklarowanym ateistą. Wciąż nie mogę pojąć co popchnęło mnie do tego małżeństwa. Kiedy myślę o tym teraz, widzę, że byłam o wiele za młoda i zbyt impulsywna. Cóż, wiele w tych dniach było zamieszania i wielkich emocji. W tej wojnie straciłam paru przyjaciół i czułam, że mogę stracić jeszcze jednego. Jednak chociaż to małżeństwo było pomyłką, wiem, że Bóg czuwał nad moim życiem. Po zaledwie roku nasze relacje rozpadły się. Kiedy straciliśmy nadzieję na to, że nasze małżeństwo może kiedykolwiek się podnieść, zgodziliśmy się na separację. Ale w dniu, kiedy postanowiliśmy się rozwieść, Avi musiał, w sprawach zawodowych (był fotoreporterem prasowym), pojechać do Galilei. W drodze powrotnej, miał bardzo poważny wypadek samochodowy, w którym zginął kierowca, jego przyjaciel a Avi został poważnie ranny. To, że wyszedł z tego wraku żywy, było cudem. Przeżył poważny wstrząs i, jak powiedział lekarz, potrzebował długiego okresu odpoczynku. Jak na ironię, kilka dni po wypadku, odkryłam, że jestem w ciąży. Z powodu obrażeń Aviego i mojej ciąży, postanowiliśmy zostać razem. Jednak kiedy Avi opuścił szpital, przeniósł się na kilka miesięcy do matki aby się zregenerować. Medytacja Transcendentalna Tymczasem, ja znajdowałam się pod straszna presją. Miałam 20 lat, byłam w ciąży z moim pierwszym dzieckiem a moje małżeństwo wisiało na włosku. Próbowałam zarabiać na życie i jednocześnie codziennie odwiedzać mężaw szpitalu. Musiałam przyjeżdżać z Jerozolimy do Tel Awiwu i spędzać długie godziny na oddziale intensywnej opieki medycznej. Jako że z Avim nie było prawdziwego kontaktu, siedziałam i obserwowałam rannych żołnierzy, których przywożono do szpitala. Kiedy jeden z nich objaśniał swoim towarzyszom jak się odbezpiecza ręczny granat, ten wybuchnął mu prosto w twarz. Jego mózg umarł ale serce wciąż biło. Widziałam innych jak umierają albo pozostają pogrążeni w śpiączce. Znów zostałam zaplątana w sieć okoliczności, które zmuszały mnie do myślenia o sprawach życia i śmierci. Wiedziałam, że musi być jakaś odpowiedź na moje pytania – odpowiedź, która zmieni moje życie. Wiedziałam też, że nie zaznam spokoju póki jej nie poznam. Dostałam pracę w niepełnym wymiarze, w Ministerstwie Skarbu. Tam zaprzyjaźniłam się z pewną kobietą, która była głęboko zaangażowana w medytację transcendentalną (TM). Widziała, że przechodzę trudny czas i zachęcała mnie abym przyszła na ich spotkania, wierząc, że tam znajdę odpowiedzi na moje pytania. W desperacji, w końcu uległam jej namowom i pozwoliłam, aby mnie zapisała na kurs. Pomimo jej zapewnień, że tek nie jest, martwiłam się, że to może jakaś religia. Jednakże pod koniec kursu, moje przyjaciółka powiedziała: „Zapomniałam ci powiedzieć, że jest jeszcze ceremonia zakończenia, ale możesz ją pominąć.” To tylko wzmogło moją ciekawość. Powiedziano nam, abyśmy przynieśli jabłko i nową, białą chusteczkę na ofiarę dla mahariszi (choć na początku nie wiedziałam o co w tym chodzi). Byliśmy wprowadzani pojedynczo, do małego pomieszczenia z instruktorem TM, który stał z tyłu szepcąc jakieś zaklęcia a przed portretem guru unosił się dym z kadzidełek. Położyłam jabłko jako ofiarę dla mahariszi. Potem instruktor dał mi specjalną, moją mantrę , którą miałam powtarzać podczas medytacji. Podczas całej ceremonii czułam się nieswojo i do domu wróciłam zupełnie rozbita. Było to coś zupełnie innego od tego, co obiecywała TM – osobistego spełnienia, radości, pokoju i zadowolenia. Starałam się ignorować religijną część kursu i każdego dnia, wcześnie rano, ćwiczyłam medytacje, wierząc, że pomoże mi to w mojej ciąży. Wiedziałam, że coś jest nie tak, ale nie potrafiłam tego nazwać. I nagle olśniło mnie: „Praktykując TM, oddaję cześć innym bogom!” Kiedy to pojęłam, prawie fizycznie się rozchorowałam. Stanęłam przed moją przyjaciółką od TM: „Powiedziałaś, że ten kurs nie ma nic wspólnego z religią, ale teraz widzę, że wpadłam w sidła bałwochwalstwa!” Nowa profesja Czas płynął i stan zdrowia Aviego poprawiał się. Zaczął po kilka godzin dziennie pracować w swoim laboratorium, ale przeżywał frustrację z powodu swojej fizycznej niepełnosprawności i tego, że nie mógł w sposób wystarczający zaopatrzyć swojej rodziny. Stawał się coraz bardziej skoncentrowany na sobie i łatwo się złościł. Trudno było z nim nawiązać kontakt. Po tym strasznym doświadczeniu z TM i pogorszającym się życiem małżeńskim, coraz częściej z moimi pytaniami zwracałam się do Boga, wołając do Niego o pocieszenie, prosząc o pomoc w moich strapieniach i błagając Go aby mi się objawił. Kiedy nadchodzą kłopoty, wydaje się, że nigdy się nie skończą. Avi złamał metalowa płytkę w biodrze i trzeba go było szybko przeprowadzić operację. Po operacji znów na kilka miesięcy utknął w szpitalu. Tym razem założono mu gips. Skierowano go do prywatnego szpitala niedaleko naszego domu, nie musiałam więc tyle podróżować aby go odwiedzać. Podczas długiej choroby Aviego wzięłam na siebie cały ciężar odpowiedzialności za rodzinę, ale pracowałam tylko w niepełnym wymiarze godzin w Ministerstwie Skarbu, musiałem więc poszukać dodatkowej pracy. Było to w czasie, kiedy Bóg zaczął odpowiadać na moje modlitwy. Jeden z naszych przyjaciół wiedział o pewnej drukarni, która potrzebowała kogoś do obsługi komputera sterującego maszyną drukarską. Pewnego dnia zadzwonił do nas aby dowiedzieć się jak sobie radzimy. Spytał czy nie znam kogoś, kto potrzebuje dodatkowej pracy. „Tak, znam kogoś – to ja”, odpowiedziałam, „ale nie mam żadnego doświadczenia w drukarstwie.” „Nie szkodzi”, odpowiedział, „Jeśli podejmiesz tę pracę, przeszkolą cię!” „W takim razie, biorę ją”, powiedziałam, „Bardzo chciałbym się nauczyć jakiegoś nowego zawodu.” Niewiele wiedziałam wtedy o tym, co Bóg przygotowuje. Od pierwszego dnia w drukarni, wiedziałam, że biorę udział w czymś wyjątkowym. Atmosfera była wspaniała a ludzie z którymi się stykałam, bardzo mili. Nawet spotkanie z kierownikiem było przyjemne. Chociaż kiedy zaczynałam, nic nie wiedziałam o komputerach, to szybko nabrałam wprawy. Pracowałam w małym pokoiku, gdzie ja obsługiwałam jeden komputer a Ibrahim, młody Arab Beduin, drugi. Był mniej więcej w moim wieku, miał 23 lata, był żonaty i miał już czworo dzieci. Inny Nowy Testament Pewnego ranka, mój pracodawca wręczył mi kopertę z rękopisem, który miałam wprowadzić do komputera. Kiedy go wyciągnęłam, okazało się, że był to Nowy Testament po hebrajsku. Moją pierwszą reakcją było: „Oh, nie. To nie może być prawda! Co to za miejsce? Dlaczego oni chcą tu drukować hebrajski Nowy Testament? Może to misjonarze.” Siedziałam przez chwilę zmagając się z własnym sumieniem: Ależ mają tupet! Czy powinnam się tym zajmować? Co mam robić? Moje myśli wirowały. Potrzebowałam tej pracy, ale jak mogłabym pracować nad czymś takim? Pomyślałam, że nie mam wyboru, więc zaczęłam. Trudno było otworzyć ten rękopis i zacząć pisanie myśląc jednocześnie o tym, że przykładam się do pracy misjonarzy pomagając im nawracać Żydów i kraść żydowskie dusze. Przed oczyma stanęła mi historia, którą czytałam jako dziecko. Mówiła ona o pewnej wdowie imieniem Hannah, która miała siedmioro dzieci i żyła w czasach Inkwizycji. Kiedy stanęła przed wyborem pomiędzy oddaniem pokłonu krzyżowi a śmiercią, bohatersko nie ustąpiła, wybierając raczej śmierć niż nawrócenie. Gdy zaczęłam przepisywać i czytać ten Nowy Testament okazało się, że jest zupełnie inny niż się spodziewałam. Ku mojemu zdumieniu na pierwszej stronie znalazłam genealogię Jeszui, która ukazywała go jako potomka Abrahama z linii Dawida. Moim pierwszym odkryciem było: Jeszua był Żydem! Im dłużej pracowałam nad tym rękopisem tym jaśniej widziałam, że Nowy Testament jest księgą żydowską! Potem pojawiły się pytania: Co złego jest w tej księdze?, myślałam. Dlaczego rabini tak przeciwko niej występują? Dlaczego ją odrzucają? Kiedy pracowałam, wszystkie te myśli przebiegały przez moją głowę. Wychowałam się wierząc, że Jezus był Bogiem chrześcijan a Nowy Testament, ich księgą. Wiedziałam jednak, że przepisywałam księgę, która była na wskroś żydowska. Jak to się mogło stać? Jeśli chrześcijanie podążają za żydowską księgą, jak to możliwe, że przez tyle wieków prześladowali Żydów? I tak zaczęła się walka o moje zbawienie. Moje serce nie zaznało już spokoju. Mój umysł przyznawał, że Jeszua może być Żydowskim Mesjaszem ale moje wychowanie przeszkadzało mojemu sercu w przyjęciu tej myśli. Gdy czytałam słowa Jeszui w HaBrit HaHadasza (Nowy Testament), światło prawdy zaczęło się przedzierać do mojego życia. Jeszua powiedział, że wszystkie uczynki pochodzą z serca człowieka i że Bóg patrzy także na nasze myśli i motywacje – nie tylko na działania. To naprawdę mnie uderzyło. Potem przyszło to cudowne objawienie na temat życia wiecznego. Oto jest odpowiedź, pomyślałam, której tak długo szukałam. Wszystko to, czego do tej pory dowiedziałam się na temat życia wiecznego, było takie niejasne, a słowa Jeszui są tak proste, pewne i zrozumiałe. Słowa Jeszui przeniknęły do głębi mojego serca, i chociaż wciąż walczyłam, Bóg w tej walce wygrywał. Czy to prawda? Pozostały dwa ważne pytania: Cz to rzeczywiście prawda, czy też sama się oszukuję? i: Dlaczego imię Jeszua wzbudza tyle gniewu pośród ortodoksyjnych Żydów? Zaczęłam przeglądać odnośniki w Tanach (Stary Testament), aby sprawdzić je z cytatami w Ewangeliach. Chciałam wiedzieć czy proroctwa i obietnice dotyczące przyjścia Jeszui były naprawdę zapisane w Tanach. Wgryzłam się w ten temat głęboko. Po wielu miesiącach moich poszukiwań, zrozumiałam, że bez pomocy dalej nie ruszę. Zaczęłam więc pytać moich przyjaciół: Kim naprawdę jest Mesjasz? Dlaczego jeszcze nie przyszedł? Dlaczego Mesjaszem nie może być Jeszua? Bombardowałam tymi pytaniami każdego, kogo spotkałam, nawet ludzi, których ledwo znałam. Nie wstydziłam się i byłam w tym bardzo otwarta. Ciągle miałam wątpliwości czy Jeszua był Mesjaszem. Czasami czułam się tak jakbym znalazła wielki skarb, ale zaraz potem znów to od siebie odsuwałam. To zamieszanie trwało przez kilka miesięcy. W tym czasie Avi został zwolniony ze szpitala i wrócił do mnie, ponieważ postanowiliśmy dać naszemu małżeństwu jeszcze jedną szansę. Początkowy wstrząs prawie minął ale jego nogi nadal pozostawały w gipsie. Kiedy skończyłam przepisywać Nowy Testament, dostałam do przepisania różne chrześcijańskie książki w języku hebrajskim. Były to między innymi Bezpieczna Kryjówka, książka o Corrie ten Boom, chrześcijance, która w czasie Holokaustu, ukrywała Żydów; Uciekaj, mały, uciekaj, historia o Nicky Cruzie, przywódcy gangu, którego życie zostało przemienione przez wiarę w Jeszuę i Joni, historia o Joni Erikson, dla której wiara stała się oparciem, gdy po wypadku podczas pływania, porażeniu uległy jej wszystkie cztery kończyny. Książki te zrobiły na mnie wielkie wrażenie. Czasem podczas pracy na komputerze, po moich policzkach spływały łzy. Mogłam widzieć jak Boża miłość dotyka ludzi i radykalnie zmienia ich życie. Widzę Anioła Około dziewięć miesięcy po tym, jak zaczęłam przepisywać po hebrajsku Nowy Testament i inne książki, byłam udręczona moimi pytaniami bardziej niż kiedykolwiek przedtem. Ale nikt, kogo pytałam, nie potrafił udzielić mi zadowalających odpowiedzi. Pewnego wieczoru, w desperacji, poszłam do mojej sypialni i zaczęłam wołać do Boga: „Boże, proszę cię, pokaż mi drogę, która mam iść. Czy Jeszua jest prawdziwym Mesjaszem Izraela, czy też jest to fałszywy Mesjasz? Jeśli On jest prawdziwym Mesjaszem, chcę pójść za Nim i Mu służyć. Ale jeśli nim nie jest, proszę pozwól mi o Nim zapomnieć.” Zaraz po tej modlitwie, miałam wizję człowieka ubranego w długą szatę. Jego brodata twarz jaśniała pełnią chwały. Oblicze tego człowieka pełne było majestatu. Nie rozumiałam znaczenia tej wizji, ale czułam, że Bóg daje mi jakiś znak. Następnego dnia, skończyłam prace o 15.00 i stałam na przystanku czekając na następny autobus. Nagle, zobaczyłam mężczyznę, który z drogiej strony ulicy, szedł w moim kierunku. Zdałam sobie sprawę, że już go gdzieś widziałam. Miał taką sama twarz, takie same długie włosy, taką samą brodę i takie samo ubranie jak mężczyzna, którego widziałam ubiegłego wieczora w wizji. Dreszcz przeszedł całe moje ciało i dostałam „gęsiej skórki”. Rozejrzałam się wokoło aby sprawdzić czy ktoś z ludzi stojących na przystanku także go widzi, ale chyba nikt go nie zauważył. Kiedy znów odwróciłam się w jego kierunku, już go nie było. Zrozumiałam, że był to Boży znak. Ten wysoki, brodaty mężczyzna był człowiekiem z mojej wizji. To spotkanie na ulicy tego samego człowieka, którego widziałam w wizji, nie mogło być po prostu zbiegiem okoliczności. Zrozumiałam, że to był anioł. Moje serce wypełniła radość. Byłam w końcu przekonana, że Jeszua jest Mesjaszem. W sercu miałam zupełny pokój i nieodpartą radość. Walki pomiędzy moją głową i sercem skończyły się. Dreszcz przenikał mnie na myśl, że oto w końcu stoję na właściwej drodze. To był punkt zwrotny. Kiedy wróciłam do domu, byłam tak przejęta tym, co widziałam, że zaraz wygadałam się przed mężem: „Czy wiesz co mi się właśnie przydarzyło? Miałam wizję, a potem widziałam anioła, który przyszedł od Boga. Jeszua jest Mesjaszem. Jestem tego pewna!” To objawienie było tak wyraźne, że nawet nie pomyślałam o tym, że ktoś mógłby w nie wątpić. Ale Avi, który był zdeklarowanym ateistą, spojrzał na mnie kpiąco jakbym zwariowała. Naśmiewał się ze mnie wobec naszych przyjaciół. Gdy tylko miał chętnych słuchaczy, mawiał sarkastycznie: „Słyszeliście? Batya widziała anioła i teraz wierzy w Jeszu!” (Jest to pogardliwe określenie Jeszui). W takich razach, chciałam się zapaść pod ziemię. Kiedy byliśmy sami, mówiłam mu: „Nie rób tego! To jest coś osobistego, coś intymnego. Nie możesz naśmiewać się z modlitwy i z tego, co przeżywam z Bogiem. To jest coś pomiędzy Nim i mną.” Tracę córkę Nasze relacje wciąż się psuły. Jako ktoś, kto dopiero uwierzył w Jeszuę, byłam bezbronna. Nie miałam pojęcia jak dalej potoczy się moje życie i co przyniesie przyszłość. Potrzebowałam braci i sióstr w ciele Mesjasza aby mnie wsparli, ale Avi zabronił mi spotykać się z innymi wierzącymi i czytać Biblię. „ Jeśli nadal będziesz to robić,” mówił, „zaskarżę cie w sądzie i zabiorę ci córkę.” Zgodnie z tym co mówił, Avi rozpoczął swoją wendetę. Zostałam wezwana, aby stawić się przed Sądem Rabinackim. Kiedy przyjechał Avi, zauważyłam, że ma ze sobą jakąś teczkę. Nie miałam pojęcia co w niej jest. Mój adwokat, człowiek religijny, też nic nie wiedział. Kiedy Avi stanął przed sędzią, otworzył teczkę i pokazał wszystkie książki, które przepisywałam a także mój Nowy Testament. „To są jej książki,” zawołał wskazując na mnie. „Ona jest misjonarką! Nie chcę, żeby wychowywała moja córkę!” W sądzie zapanowało zamieszanie. Rabini byli poważnie zaniepokojeni. Po konsultacjach zabronili Aviemu wpuszczać mnie do domu i powiedzieli, że nie mogę już wychowywać mojej córki. Jemu przyznano wszystkie prawa. Mój adwokat złożył apelację, ale została odrzucona. Zanim opuściłam salę sadową, krzyknęłam do rabinów: „Jedynym Sędzią jest Bóg. To On podejmie decyzję, gdzie będzie moja córka. Jeśli zechce aby była ze mną, to tak będzie.” Moja odwaga zdumiała mnie. Poczułam się prawie tak, jakby to Pan przemówił przeze mnie. Z ciężkim sercem, z twarzą zalaną łzami, ucałowałam moją córkę na pożegnanie i zamknęłam za sobą drzwi mojego domu. Byłam wygnańcem. Czułam się pokonana. Nie mogłam zrozumieć dlaczego Bóg na to pozwolił. Jeszuo, proszę, pomóż „Panie”, krzyczałam, „to zbyt wiele jak na mnie. Proszę cię, pomóż mi, nie mogę tego znieść!” Ustami wyznawałam, że, tak jak Abraham poświęcam mojego Izaaka, ale moje serce nie chciało tego. Ona była moja córką! Czułam się tak, jakby miecz przeszył moją duszę. Wciąż płakałam: „Oh, Jeszuo, proszę, pomóż mi!” Ku mojemu zdumieniu, separacja z córką trwała tylko trzy dni. Wyrokiem sadu cywilnego, wcześniejszy werdykt rabinów został anulowany z powodu jakichś uchybień formalnych. Ale ja wiedziałam, że był to Boży cud. Mija córka znów była ze mną! Mogłam znów trzymać ją w ramionach. Dzięki łasce Bożej mogłam ja wychować i do dziś mieszka ze mną. Ma teraz 18 lat i niedługo wstąpi do izraelskiej armii. Jestem z niej dumna i bardzo ją kocham. Sądowe zmagania o opiekę nad Tali trwały osiem lat, z czego około cztery, to walka przed Izraelskim Sądem Najwyższym. Wlekło się to rok za rokiem, aż Avi postanowił poślubić inną kobietę i zaczął domagać się ode mnie, abym zgodziła się na rozwód. To zdumiewające jak Bóg potrafi użyć nawet złych rzeczy dla naszego dobra. Ta walka, która była prawdziwym prześladowaniem dla mojej wiary w Jeszuę, poprowadziła mnie do duchowego wzrostu. Musiałam się nauczyć walczyć aby przetrwać, choć byłam jeszcze duchowym niemowlakiem. To mnie wzmocniło i oczyściło. Pan dał mi wiele poznać i moja relacja z Nim stała się bardzo głęboka i pewna. W kilka lat później, przystąpiłam do grupy wierzących, którzy byli muzykami; spotykaliśmy się aby śpiewać i się modlić. Pewnego wieczoru, kiedy modliliśmy się stojąc w kręgu, otworzyłam oczy i zobaczyłam młodego mężczyznę, który przyszedł trochę spóźniony. Było w nim coś znajomego, choć nigdy wcześniej go nie widziałem. Potem, wciąż wpadałam na niego w Jerozolimie. Dowiedziałam się, że ma na imię Barry i bardzo spodobało mi się jego poczucie humoru. Całe życie Barry’ego, zanim poznał Pana, obracało się wokół muzyki. Chciał być profesjonalnym muzykiem rythm and bluesowym. Styl muzyczny zupełnie dla mnie obcy. Kiedyś, raz, jako dziecko, słyszałam tę muzykę ale w ogóle mi się nie spodobała. Kiedy Barry odnalazł Jeszuę, zrezygnował ze swojej gitary (chociaż Bóg miał jeszcze używać jego talentu dla swojej chwały). Barry był jednym z najlepszych gitarzystów, których słyszałam a jako że sama też grałam na gitarze, dobrze się zgadzaliśmy. Z upływem lat, Barry i ja dobrze się poznaliśmy. Był wiernym towarzyszem moich modlitw w czasie sądowych zmagań o Tali. Zaczęliśmy razem pracować aż w końcu doszliśmy do przekonania, że Bóg dał nam się spotkać, abyśmy byli mężem i żoną. Mieliśmy dwa wesela; żydowskie, według tradycji jemeńskiej i uroczystość mesjańską. Był to dla nas obojga wspaniały czas. Naszym rodzicom nie było łatwo zaakceptować naszą wiarę, ale dzięki uroczystości weselnej czegoś się dowiedzieli i chwała Bogu, nigdy nie usunęli nas ze swojego życia. Ojciec Barry’ego, ortodoksyjny, konserwatywny Żyd, nie zgadza się z ultra-ortodoksyjnym podejściem, że mesjańscy Żydzi nie są już Żydami. Moi rodzice wiedzą, że wierzę w Jeszuę i akceptują to. Kochają Barry’ego a ja nadal jestem małą dziewczynką swojego taty. Kochają też nasze dzieci, naszą córkę Tali, ślicznego, sześcioletniego synka, Ariela („Lew Boży” i jedno z imion Jerozolimy) i piękną córeczkę Liran, która ma prawie dwa latka. Wnuki są wielką radością moich rodziców. Spędziliśmy przy ich stole niejeden Szabat – mieszanka jemeńskiej ortodoksji z mesjańskim judaizmem. Jako ortodoksyjni Żydzi, mający wielki respekt dla Boga i Jego Słowa, moi rodzice bardzo się cieszą widząc jak Bóg błogosławi mi i mojej nowej rodzinie. Komentarz Sida Rotha „Lubavitchers” to sekta w łonie tradycyjnego Judaizmu. Wielu z nich wierzy, że ich Rabi, Manachem M. Schneersohn , który umarł w roku 1994, był Mesjaszem. Grupa ta przejęła pewna tradycyjną, ortodoksyjną synagogę na Syberii. Przełożony tej synagogi odwiedził ostatnio jeden z kościołów w okolicy ponieważ pastor był jego przyjacielem. W spotkaniu brała też udział złożona z Żydów, pogan, mężczyzn, kobiet, Afro- amerykanów, białych i Latynosów, żydowska, mesjańska grupa taneczna której występ głęboko poruszył przywódcę synagogi. Po spotkaniu powiedział: „Nasze tradycyjne uwielbienie jest martwe. Wielu młodych ludzi odchodzi z naszej synagogi. A w waszym uwielbieniu odczuwam taką radość i życie. Czuję Bożą obecność. Chcielibyśmy mieć to, co wy. Czym się od was różnimy? Lider grupy tanecznej odpowiedział: „Jest tylko jedna różnica. Naszym Mesjaszem jest Jeszua. On umarł i powstał z martwych 2000 lat temu. Waszym Mesjaszem jest Rabi Schneersohn, którego zmartwychwstania wciąż oczekujecie. Ale on umarł już ponad dziesięć lat temu i nigdy już tu nie powróci. To, co zobaczyłeś w naszej grupie tanecznej, ma swoje źródło w intymnej relacji z Bogiem. Bez Mesjasza Jeszuy, taka relacja jest niemożliwa.” Gdy my, Żydzi mamy bliską relację z Bogiem, naszym przeznaczeniem jest opowiadanie poganom o Mesjaszu Jezusie. Izajasz mówi, że powołaniem Żyda jest być „światłością pogan [narodów]” (Izajasz 49:6). Przeznaczeniem wierzącego w Jeszue poganina jest opowiadanie o Mesjaszu Żydom (Rzymian 11:11). I kiedy wszyscy będziemy robić to, co do nas należy, Mesjasz powróci i zapoczątkuje erę pokoju. |